Perrie nie umiała się na mnie zbyt długo gniewać i żałuję tego, bo po 15 minutach przyszła do kuchni, gdzie piłem świeżo zaparzoną kawę. Usiadła na blacie i patrzyła na mnie swoim uwodzącym wzrokiem. Kiedyś mnie to kręciło, ale teraz... Nic dla mnie nie znaczy. Nie pojmuję jak to uczucie przez rok potrafiło się zniszczyło.
Gdy chciałem odejść od stolika Perrie zatrzymała mnie słowami:
- Jesteś zły? - na te słowa odwróciłem się.
- No co ty? Dlaczego miałbym być? - sarknąłem, ale Perrie widocznie tego nie zauważyła.
- To ja powinnam być zła. - powiedziała z uśmiechem i przystawiła swoje usta do moich, ale ja tylko cmoknąłem ją w policzek co bardzo ją zezłościło.
- Zayn. Co się z tobą dzieje? - zapytała rozczarowana.
- Przyjeżdżasz z trasy, bo stęskniłaś się za psem, a ja miałem inne plany niż siedzenie w domu i wysłuchiwanie o twoich problemach. Dobrze wiesz, że nie jest już tak jak kiedyś. - powiedziałem pod wpływem emocji.
-Myślałam... - powiedziała załamanym głosem i nie dokończyła.
- ...że związek na odległość ma sens? Też tak myślałem dopóki nie znalazłem się w takiej sytuacji. Widocznie oboje się myliliśmy.
- Myślałam, że jeszcze mnie kochasz. - dokończyła po chwili ciszy.
- Nadal kocham, ale w inny sposób. - powiedziałem prawdę, bo nienawiść to inna forma miłości, ona nie musi o tym wiedzieć.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę garderoby.
- Gdzie idziesz? - zapytałem, szczerze zaciekawiony jej reakcją.
- Pakować się. - odpowiedziała krótko i odwróciła wzrok.
- Gdzie się wybierasz? - zapytałem z nutką nadziei, że Perrie się wyprowadza.
- Jutro wyjeżdżam, mam koncert. Już nie pamiętasz? - odpowiedziała w jednej chwili niszcząc wszystko. Wtedy mnie olśniło, przyjechała, by mnie sprawdzić.
- Aż tak mi nie ufasz? - zapytałem zszokowany jej zachowaniem.
- O co ci znowu chodzi? - Czyżby udawała?
- Przyjechałaś żeby mnie sprawdzić? - wybuchłem. Chwyciłem ją za nadgarstki i w żelaznym uścisku dłoni przytrzymałem przy ścianie.
- Każdy wie, że pieprzysz każdą, a teraz jeszcze odzywają się w tobie islamskie nawyki. - serce mi stanęło, nie wiedziałem co odpowiedzieć, ona wiedziała co mówi.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy. - puściłem jej ręce, a ona rozmasowała je drżącymi dłońmi.
Poszedłem za nią do garderoby i opadłem na sofę ustawioną w rogu pomieszczenia.
Kiedy poczuła ona, że czuję się winny za moje "islamskie wybryki" zaczęła opowiadać mi o koncercie, który ją czeka.
Moje myśli uciekały, a powieki stawały się z minuty na minutę coraz cięższe...
(Siedziałem przy barze pijąc kolejną kolejkę. Od kilkunastu minut wpatrywałem się w jeden punkt przede mną. Była nim szczupła brunetka tańcząca w tłumie ludzi. Nieznajoma wyróżniała się, była inna od reszty, ubrana w śnieżnobiałą sukienkę sięgającą do połowy ud tańczyła wolniej niż pozostali.
Moje źrenice rozszerzyły się, gdy napotkała moje rozpalone spojrzenie. Zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła lekko...)
Ze snu wyrwał mnie wilgotny od czyjejś śliny policzek. Czyżby Perrie nie mogła wytrzymać? Ona nie ma umiaru.
Otworzyłem oczy gotowy, że zobaczę ją przyssaną do mojego policzka. Ledwo rozpostarłem powieki, a już ukazało mi się nic innego jak pies. Prawie spadłem z sofy, kiedy w ostatniej chwili podparłem się na ręce.
Skąd on się tu wziął? I czy scenka w barze była snem?
***
Wracam do was po bardzo, bardzo długiej nieobecności. Mam nadzieje, że jeszcze ktoś pamięta o tym blogu. Mile widziane komentarze.