piątek, 4 lipca 2014

Część 1.



Dzisiejszego dnia obudziłem się zaskakująco wcześnie, może dlatego, że byłem lekko poddenerwowany spotkaniem z szefem Modest'u. Nie wiem dlaczego dopiero teraz się na nie zdecydowałem, ponieważ od dawna nie układa mi się z Perrie. Właściwie o jego końcu i początku naszego związku miał zdecydować Modest.
Podniosłem się do siadu i spojrzałem na drugą stronę łóżka. Była pusta. Bardzo mnie to nie zdziwiło, bo wczoraj moja żona(nie wiem czy mogę ją tak nazwać, ale mam to w papierach)wyjechała w trasę koncertową do Stanów. Raczej bardziej byłbym zaskoczony, gdyby leżała koło mnie.
Zszedłem po schodach do idealnie urządzonej przez Perrie kuchni. Przejechałem palcami po mahoniowym blacie, tym samym przypominając sobie nasze upojne noce zaczynające się w kuchni.
Zrobiłem sobie kawe, po czym wróciłem do sypialni i ubrałem czarne spodnie i bluzę tego samego koloru z białym napisem "Cool kids don't dance." Przed wyjściem spojrzałem ostatni raz w lustro i ubrałem buty i wsiadłem do auta, czekającego na mnie przed domem.
Jeździłem bez celu po ulicach Londynu, kiedy przypomniałem sobie co jest celem mojej podróży. Odtworzyłem w głowie drogę do wielopiętrowego budynku. Z tego co pamiętałem znajdował się dość blisko miejsca gdzie właśnie się znajdowałem.
Dojechanie do siedziby Modest'u zajęło mi mniej więcej 15 minut. Wjechałem do podziemnego garażu, gdzie czekał już na mnie menager. Wyszliśmy z podziemia i wjechaliśmy windą na piąte piętro, gdzie od razu zauważyliśmy drzwi do biura szefa Modest'u, w którym byłem częstym gościem. Weszliśmy bez pukania do przestronnego pomieszczenia utrzymanego w jasnych kolorach. Na środku znajdował się czarny stół, a wokół niego stało około sześć krzeseł, które miały wyglądać jak ze szkła. Pewnie miały siać niepokój ludzi, którzy mieli na nich usiąść. W moim domu też znajdowało się takich kilka, więc nie dałem się na to nabrać.
- Witam - przywitał mnie mężczyzna w średnim wieku gestem podania ręki, który po chwili odwzajemniłem podając mu swoją. Mój menager zrobił to samo, po czym zajęliśmy nasze miejsca.
- Co sprowadza pana do nas, panie Malik? A gdzie pani Malik? - zapytał ze sztucznym uśmiechem, który triumfował mu na twarzy.
- Właściwie to już niedługo nie będzie panią Malik. - odpowiedziałem, a on spojrzał na mnie pytająco.
- Jak to? Przecież podpisaliśmy umowę? - podniósł się z miejsca i zaczął gestykulować dłońmi.
- Chce rozwiązać umowę, nie zależy mi na pieniądzach.
- Też mi na nich nie zależy.
-  Uważaj, bo ci uwierzę. - prychnąłem głosem przesiąkniętym sarkazmem.
- Dobra, zróbmy tak - znajdziesz haka na Perrie i zrobisz aferę. Wtedy wycofam umowę i będziesz mógł pokazywać się ze swoimi laluniami, ok?
- O jakich laluniach mówisz?
- Ty już dobrze wiesz. - wstałem i podałem mu rękę, a mój menager zrobił to samo kilka sekund później.
Wyszliśmy z pomieszczenia, a ja zwróciłem się do faceta, który był odpowiedzialny  za moje interesy i negocjacje w imię mojego dobra, a tymczasem nic nie zrobił, bym stanął na wygranej pozycji.
- Co to miało być? Płace ci chyba za bronienie mojego dobrego imienia, a ty nie powiedziałeś nic.
- Co miałem zrobić, miałem przecież się nie wtrącać.
- Ale to było dawno.
- Czyli mniej więcej godzinę temu.
- Czyli dawno, ty masz wiedzieć kiedy się wtrącać, a kiedy nie. Ja się na tym nie znam, ale widocznie ty wiesz mniej na ten temat.
- Jestem zwolniony, tak? - powiedział z niezbyt zdziwioną miną.
- Nie. - sarknąłem, ale widocznie on nie zauważył tego.
- Serio? - zapytał zdezorientowany, jestem winny przeprosiny jego psychiatrze, bo zniszczyłem pewnie sporo jego już dość dobrze zepsutą psychikę.
- Spierdalaj, zwalniam cię. - krzyknąłem i wyszedłem z budynku.
***
Siedziałem na kanapie popijając whiskey i myślałem co zrobić, by uwolnić się od Perrie. Z rozmyślań wyrwał mnie roznoszący się po całym domu dźwięk dzwonka do drzwi. Pokonałem parę metrów i znalazłem się przed drzwiami, które prowadziły do wejścia. Przekręciłem zamek, a moim oczom ukazała się blondwłosa dziewczyna, którą bardzo dobrze znałem.
- Hej, wywalili cie z zespołu, że przyjechałaś? - zapytałem, po czym otworzyłem szerzej drzwi, by mogła wejść. Dała mi buziaka w policzek i dalej kontynuowała zaczętą wcześniej rozmowę:
- Może to by było nawet lepsze, przynajmniej częściej byśmy się widzieli.
Czy ona jest taka głupia czy tylko udaje, nie widzi, że w naszym związku już wszystko pozamiatane?
- Byłoby świetnie, ale ty przecież kochasz swoich fanów, chyba nie chcesz im tego zrobić. - wymyśliłem na szybko jakąś wymówkę, żeby Perrie nie porzuciła swojej kariery, bo przecież po rozwodzie tylko to jej zostanie.
- Masz racje - odpowiedziała i przytuliła się do mnie, po czym zaczęła szukać naszego psa. - A tak poza tym to gdzie jest nasz pies? - zatkało mnie, myślałem, że nie zapyta, ale to moja wina bo wypuściłem go z domu. Myślałem, że nic mu się nie stanie, a teraz pewnie jest na jakiejś licytacji jako pies Zayn'a Malik'a i Perrie Ewards. Nie chciałem jej tego mówić, więc postanowiłem odwrócić jej uwagę.
- Interesujesz się tylko psem, a mnie to masz w dupie. Zainteresowałabyś się mną, ale dla ciebie ważniejszy jest pies.
- A może jeszcze mam się interesować dziwkami, które posuwasz jak mnie nie ma.
- O jakich dziwkach mówisz? - spytałem, udając, że o niczym nie wiem.
- Twój menager mi powiedział.
- Ja nie mam menagera, dziś go zwolniłem. Chcesz wiedzieć co stało się z twoim pieskiem? Wywiozłem go do dżungli. - nie wytrzymałem i skłamałem, dziwka nie będzie ze mną tak gadać.
- A tak serio? - zapytała nie mogąc uwierzyć w poprzednią wersje.
- A tak serio to zawiozłem go do rzeźni, która nazywa się "Dżungla".
- Ze mną zrobisz to samo?
- Ciebie pogrzebie żywcem.
- Już idę się pakować. - odpowiedziała i ruszyła w stronę sypialni.