środa, 29 października 2014

Część 3.




Szybko zwlekłem się z sofy i pozbierałem ciuszki pozostawione przez Perrie na podłodze, po czym włożyłem je do pełnej szafy. Przeszedłem holem do sypialni i otworzyłem okno, by do pokoju dochodziło świeże powietrze.
Przebrałem się w świeże ciuchy i podążałem do drzwi wejściowych, gdy coś zawibrowało mi w kieszeni spodni. Wyjąłem z niej telefon i otworzyłem wysłanego przed chwilą sms'a:




Kto to jest Zoe? Czy tylko ja mam taka słabą pamięć? Postanowiłem o tym zapomnieć i wyszedłem z domu do samochodu.
W drodze sprawdziłem najbliższą kancelarie prawniczą i pojechałem w jej stronę. 
Wysiadłem z samochodu i odnalazłem drzwi z napisem ALISON GREY. Imię i nazwisko wydawało mi znajome, ale bez wahania wszedłem do środka i zobaczyłem przed sobą kobietę z mojego snu: - Nie nauczyli pukać?-zapytała z kamiennym wyrazem twarzy.
- Jak nie muszę to nie pukam. Ale jak pani chce, mogę wejść jeszcze raz. - zadałem pytanie retoryczne i czekałem na odpowiedź.
- To proszę to zrobić, ale szybko bo zaraz wychodzę. - odpowiedziała, a ja miałem nadzieję, że się przesłyszałem.
- Zapytałem z grzeczności, więc może od razu przejdźmy do rzeczy... - zacząłem swój monolog, w którym ona bezczelnie mi przerwała.
- Ja też na  razie jestem grzeczna, ale mogę nie być. Nie żartowałam. - zatkało mnie, miałem nadzieje, że ona nie mówi poważnie, ale widocznie byłem w błędzie, wielkim błędzie i na wielką niekorzyść dla mnie było przekomarzanie się z nią.
- Zapomnijmy o tym niemiłym incydencie i przejdźmy do rzeczy, bo nie mam zbyt dużo czasu. - znów próbowałem zacząć, ale sytuacja znów się powtórzyła.
- Nie mam dużo czasu, a ty tylko to ignorujesz.
- Chciałbym przypomnieć, że nie jesteśmy na "Ty". - przypomniałem spokojnie, bo chciałem załagodzić sytuacje.
- Moi klienci zazwyczaj pukają do drzwi.
- Zazwyczaj, a ja nie jestem takim zwykłym klientem. Nazywam się ZAYN MALIK. - powiedziałem i zrobiłem pauzę, żeby miała czas zastanowić się czyżby na pewno mnie nie zna.
- Zayn, jak? - odpowiedziała drwiącym głosem. Momentalnie wszystko się we mnie zagotowało, ale próbowałem sprawiać wrażenie niewzruszonego.
- Może powinienem zmienić prawnika? - zapytałem, myśląc, że to coś zmieni.
- Jak można zmienić coś czego nie ma? - zapytała, a ja musiałem chwile zastanowić się nad odpowiedzią.
- Nie ważne czy coś jest możliwe, ja mogę i potrafię wszystko, na pewno chciałabyś zmienić coś w swoim życiu, co? - mówiłem to z przekonaniem i widziałem, że w jej głowie szybkim tempie przelatują różne myśli, chyba wspomnienia.
- Mówisz jak jakiś "Dżin", a na takiego mi nie wyglądasz. - nie wiem czy dobrze to interpretuje, ale uznałem to za komplement (nie wyglądam na taniego iluzjonistę, który wmawia wszystkim, że czaruje) i uśmiechnąłem się lekko. Widocznie spodobał się jej mój uśmiech, bo na jego widok momentalnie ułożyła usta w podkówkę ukazując białe zęby, ale gdy zauważyła swój odruch, znów zaczęła się ze mną spierać:
- Twój uśmieszek na mnie nie działa. - sama sobie zaprzeczała i pozwoliłem sobie to wykorzystać.
- Właśnie widzę - sarknąłem i zaśmiałem się - Ale nie tylko to mam do zaoferowania. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Masz chyba na kim próbować te swoje sposoby, ale mnie możesz sobie odpuścić. - szczeka mi opadła. Co? Mówiła, że mnie nie zna.
- Co? - zapytałem zaciekawiony stylem swojego życia widzianym przez inną osobę.
- To co słyszałeś, nie masz najlepszej reputacji na świecie, ale widocznie za to ludzie cie kochają - powiedziała - "Zayn Malik zdradza Perrie na prawo i lewo" - zacytowała zapewne jedno z wielu tytułów z kolorowych gazetek. - Jesteś wprost ideałem islamskiego męża - skomentowała, ale wyczułem, że to nie był sarkazm - przynajmniej nie wyżywasz się na niej.
- Właśnie, a ona tego nie docenia. - odpowiedziałem, by wbić się w klimat rozmowy, ale najwidoczniej to była zła odpowiedź.
- Skończyłeś już? Bo mam zamiar wychodzić. - powiedziała i skierowała się w stronę drzwi. Doszła do nich i zatrzymała się przed progiem ich progiem. Wskazała mi ręką wyjście, ale ja jako gentleman nie mogłem pozwolić, by kobieta mnie przepuszczała.
Stanąłem za nią i chwyciłem ją w talii kierując jej sylwetkę w stronę wyjścia. Pochyliłem się też w stronę jej ucha szepcząc:
- Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. - pogłaskałem jej policzek wierzchem dłoni i założyłem pasemko jej ciemnych włosów za ucho - Jeszcze się spotkamy.
Oplatając jej plecy ramieniem wyprowadziłem ją z pomieszczenia, po czym wyminąłem ją stając do niej przodem. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni wizytówkę i podałem jej uśmiechając się. Jej twarz była blada, bez emocji, ale widziałem w jej głębi promyczek niepokoju. To właśnie chciałem osiągnąć i jak zawsze mi się udało.
***
Wyszedłem z budynku i od razu wyciągnąłem paczkę papierosów. Była mi teraz strasznie potrzebna, bo moja złość, którą próbowałem ukryć z minuty na minute stawała się coraz większa.
Wyciągnąłem jednego papierosa i z wprawą zapaliłem końcówkę. Włożyłem go między zęby i zaciągnąłem się od razu czując znaczący wpływ tytoniu.
Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer.
- Tu Zayn, masz chwile?
- Dla ciebie zawsze.
- Znajdź mi coś na niejaką Grey.
- Będzie trudno, nieskazitelna sztuka, ale jakoś sobie z nią poradzę, jakby co to wymyślimy coś.
- Dzięki, można na ciebie liczyć. - tymi słowami skończyłem rozmowę. 

środa, 1 października 2014

Część 2.



Perrie nie umiała się na mnie zbyt długo gniewać i żałuję tego, bo po 15 minutach przyszła do kuchni, gdzie piłem świeżo zaparzoną kawę. Usiadła na blacie i patrzyła na mnie swoim uwodzącym wzrokiem. Kiedyś mnie to kręciło, ale teraz... Nic dla mnie nie znaczy. Nie pojmuję jak to uczucie przez rok potrafiło się zniszczyło.
Gdy chciałem odejść od stolika Perrie zatrzymała mnie słowami:
- Jesteś zły? - na te słowa odwróciłem się.
- No co ty? Dlaczego miałbym być? - sarknąłem, ale Perrie widocznie tego nie zauważyła.
- To ja powinnam być zła. - powiedziała z uśmiechem i przystawiła swoje usta do moich, ale ja tylko cmoknąłem ją w policzek co bardzo ją zezłościło.
- Zayn. Co się z tobą dzieje? - zapytała rozczarowana.
- Przyjeżdżasz z trasy, bo stęskniłaś się za psem, a ja miałem inne plany niż siedzenie w domu i wysłuchiwanie o twoich problemach. Dobrze wiesz, że nie jest już tak jak kiedyś. - powiedziałem pod wpływem emocji.
-Myślałam... - powiedziała załamanym głosem i nie dokończyła.
- ...że związek na odległość ma sens? Też tak myślałem dopóki nie znalazłem się w takiej sytuacji. Widocznie oboje się myliliśmy.
- Myślałam, że jeszcze mnie kochasz. - dokończyła po chwili ciszy.
- Nadal kocham, ale w inny sposób. - powiedziałem prawdę, bo nienawiść to inna forma miłości, ona nie musi o tym wiedzieć.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę garderoby.
- Gdzie idziesz? - zapytałem, szczerze zaciekawiony jej reakcją.
- Pakować się. - odpowiedziała krótko i odwróciła wzrok.
- Gdzie się wybierasz? - zapytałem z nutką nadziei, że Perrie się wyprowadza.
- Jutro wyjeżdżam, mam koncert. Już nie pamiętasz? - odpowiedziała w jednej chwili niszcząc wszystko. Wtedy mnie olśniło, przyjechała, by mnie sprawdzić.
- Aż tak mi nie ufasz? - zapytałem zszokowany jej zachowaniem.
- O co ci znowu chodzi? - Czyżby udawała?
- Przyjechałaś żeby mnie sprawdzić? - wybuchłem. Chwyciłem ją za nadgarstki i w żelaznym uścisku dłoni przytrzymałem przy ścianie.
- Każdy wie, że pieprzysz każdą, a teraz jeszcze odzywają się w tobie islamskie nawyki. - serce mi stanęło, nie wiedziałem co odpowiedzieć, ona wiedziała co mówi.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy. - puściłem jej ręce, a ona rozmasowała je drżącymi dłońmi.
Poszedłem za nią do garderoby i opadłem na sofę ustawioną w rogu pomieszczenia.
Kiedy poczuła ona, że czuję się winny za moje "islamskie wybryki" zaczęła opowiadać mi o koncercie, który ją czeka.
Moje myśli uciekały, a powieki stawały się z minuty na minutę coraz cięższe...
(Siedziałem przy barze pijąc kolejną kolejkę. Od kilkunastu minut wpatrywałem się w jeden punkt przede mną. Była nim szczupła brunetka tańcząca w tłumie ludzi. Nieznajoma wyróżniała się, była inna od reszty, ubrana w śnieżnobiałą sukienkę sięgającą do połowy ud tańczyła wolniej niż pozostali.
Moje źrenice rozszerzyły się, gdy napotkała moje rozpalone spojrzenie. Zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła lekko...)
Ze snu wyrwał mnie wilgotny od czyjejś śliny policzek. Czyżby Perrie nie mogła wytrzymać? Ona nie ma umiaru.
Otworzyłem oczy gotowy, że zobaczę ją przyssaną do mojego policzka. Ledwo rozpostarłem powieki, a już ukazało mi się nic innego jak pies. Prawie spadłem z sofy, kiedy w ostatniej chwili podparłem się na ręce.
Skąd on się tu wziął? I czy scenka w barze była snem?

***

Wracam do was po bardzo, bardzo długiej nieobecności. Mam nadzieje, że jeszcze ktoś pamięta o tym blogu. Mile widziane komentarze.